O hotelu

Mam na imię Natalia, mam 37 lat i jestem miłośniczką psów od urodzenia – od kiedy pamiętam, zawsze marzyłam, aby mieć swojego pupila i wiązać z tym gatunkiem swoje życie zawodowe. Teraz, kiedy mam taką możliwość i odpowiednie warunki, postanowiłam oddać się tej „pasji” bez reszty i stworzyć miejsce, w którym nie tylko moje, ale i Twój czworonożny przyjaciel (bądź przyjaciele) będą bezpiecznie i komfortowo spędzać czas pod Twoją nieobecność.

Mam świadomość, że każdemu, kto zastanawia się nad pozostawieniem swojego ukochanego psa 🐶 pod opieką „obcej” osoby, z pewnością towarzyszy delikatny dreszczyk emocji – bez względu na to, czy jest to po prostu doświadczony 🚶 opiekun, behawiorysta, trener, czy osoba posiadająca jakiekolwiek inne wykształcenie, czy odbyte kursy. Doskonale zdaję sobie sprawę, że samej decyzji towarzyszy niemały stres, który podsycany jest wieloma 🤔 obawami.

Dlatego, oprócz ogólnych, najważniejszych informacji, które zostały przeze mnie zaprezentowane na stronie głównej oraz w pozostałych zakładkach, postanowiłam także napisać coś więcej 💁 o sobie. Wyrażam głęboką nadzieję, że możliwość bliższego poznania mnie wywoła choć delikatny efekt 😇uspokojenia, stanowiąc zachętę do poznania mnie i moich psiaków 🐕 osobiście, a także odwiedzin 🤩 Z doświadczenia wiem, że pies 🐩 jest dla wielu osób niczym dziecko, więc osoba, która ma się nim zaopiekować po prostu musi wzbudzać odpowiednie emocje, a przede wszystkim ❤️ zaufanie.

Psy w moim życiu

Do tej pory miałam 4 psy – 2 są ze mną w tej chwili. Może nie jest to wiele, ale przez kilka lat w moim domu mieszkały 3 czworonogi w tym samym czasie, a to jest już duże wyzwanie oraz niemałe doświadczenie. Było tak szczególnie, biorąc po uwagę zróżnicowanie ich charakterów, potrzeb, a także dolegliwości, na przykład zdrowotnych. Gdyby jednak wziąć pod uwagę wszystkie psy, z którymi miałam przyjemność obcować od dziecka, to należałoby doliczyć jeszcze 2 – moich dziadków.

Psy zawsze były ważne w mojej rodzinie, więc myślę, iż nie będzie przesadne stwierdzenie, że miłość do nich jest u nas po prostu genetyczna. Oczywiście nie każdy dostał ten „gen” w tak dużym stopniu, jak ja, ale jest jeszcze kilka osób z mojej rodziny, które również traktują je z tak dużym entuzjazmem. Zawsze chciałam mieć swojego pieska, ale nim do tego doszło… no właśnie, zacznijmy od początku. Jak to wszystko się zaczęło?

Psiaki mojego dzieciństwa

Pierwsze czworonogi, z którymi miałam przyjemność obcować to dwa kundelki – Czarek, który był w moim domu rodzinnym, u dziadków od strony mamy, kiedy się urodziłam oraz Azor, który mieszkał sobie na ogródku działkowym mojego dziadka od strony taty.

Historia Azorka

W tamtych czasach (a było to w średniowieczu… 😀 czyli w 1987 roku) posiadanie zwierząt na ogródkach było normą. Mój dziadek podchodził jednak do sprawy bardzo fajnie – Azorek miał nie tylko swoją ocieplaną budę ze specjalną firanką, ale też mały kojec, a do tego podwórko i jeszcze cały ogród. Zawsze miał więc miejsce, by pod nieobecność dziadka, czyli właściwie tylko w nocy, nie tylko odpocząć, rozprostować kości, czy się załatwić. To ile terenu miał do dyspozycji zależało właśnie od pory dnia i obecności właściciela. Dziadek na emeryturze spędzał całe dnie na ogrodzie, więc Azorek zawsze mu towarzyszył, siedzieli razem pod wykonanym specjalnie baldachimem i nawet jedli razem obiad, który codziennie przynosiła im babcia 🙂 Brzmi sielankowo, prawda? Tak było. Ciekawostką jest fakt, że został przez dziadka uratowany – zabrany z miejsca, gdzie nie żył w dobrych warunkach, można wiec powiedzieć, że jak na tamte czasy, naprawdę trafił do raju. Wyprowadzałam go, spędzaliśmy razem czas, był to dla mnie ważny psiak, który żył aż 19 lat!

Historia Czarka

Czarka niestety nie pamiętam – nie miał szczęścia, jeśli chodzi o długość życia. Z opowiadania rodziny wiem tylko, że najprawdopodobniej zatruł się jadem ropuchy i nie udało się go uratować. Był to jednak cudowny pies, czarno biały… w łatki… kto wie, może to właśnie przez niego pojawiło się moje zamiłowanie do dalmatyńczyków? O tym później 🙂 Wracając do tematu… Czarek był w domu, kiedy się urodziłam, mieszkał z nami w mieszkaniu w bloku i bardzo przejął się rolą „opiekuna”. Z opowiadań rodziców i babci pamiętam, że bardzo trudno było sie go „pozbyć”. Pilnował mnie cały czas i był bardzo cierpliwy. Nie rozumiał co dzieje się, kiedy jestem kąpana – można sie domyślić, że darłam się wtedy w niebogłosy 🙂 Prawdopodobnie myślał, że dzieje mi się jakas krzywda, więc kiedy zauważył przygotowania do tego „okropnego” dla mnie procederu, chował się pod łóżko i czekał. Nie pozwolił się spod niego wyciągnąć, a kiedy zaczęła sie kąpiel, lizał mnie po główce 🙂 Był bardzo opiekuńczy i związany ze mną.

Inne zwierzęta mojego życia

Od kiedy pamiętam, zawsze marzyłam o własnym psie, ale dopóki nie było to możliwe, cieszyłam się z każdego zwierzątka, na które pozwalali mi rodzice. Zaczęło się od papużek falistych – Ani i Emila. Niestety pewnego dnia, podczas czyszczenia klatki przez mojego tatę, Emil uciekł. Do dzisiaj pamiętam, jak szukałam go na osiedlu z moimi koleżankami. Niestety, jak można się domyślić, znalezienie i złapanie go było niemożliwe. Krótko po tym zdarzeniu, niestety, Ania odeszła, jak mi powiedziano, prawdopodobnie z tęsknoty. Później miałam też chomiki i rybki. Jeden z chomików był naprawdę wyjątkowy – wzięłam go z domowej hodowli, od koleżanek, miał na imię Kacperek i bardzo się do mnie przywiązał. Spał mi na rękach, bawiliśmy się, było to naprawdę wyjątkowe doświadczenie. Kiedy odszedł, zrobiliśmy mu z moją babcią prawdziwy pogrzeb. Nawet moja rodzina była zdziwiona tym, jaką mieliśmy więź i że w ogóle jest to możliwe. Zrozumiałam to później, kiedy miałam jeszcze 2 kolejne chomiki, tym razem już ze sklepu – był bardziej „dzikie” i nie byłam w stanie nawiązać już z nimi właściwie żadnej więzi. Być może był to charakter, być może powody były inne, ale sęk tkwi w tym, że zwierzęta odgrywały w moim zyciu ważną rolę od samego początku.

Jak zaczęła się moja osobista przygoda z psami?

Cały czas „męczyłam” rodziców o psa, ale oni opierali się, wiedząc, jaki jest to obowiązek. Teraz z perspektywy czasu wiem, że mieli rację. Mimo to, w końcu „dopięłam swego’ 🙂 Marzył mi się dalmatyńczyk – prawdopodobnie przez popularną wtedy bajkę. Niestety posiadanie takiego psiaka nie było mi dane, ale marzenie to nie opuściło mnie nigdy, dlatego teraz, jest ze mną Bomba – piękny i naprawdę wyjątkowy dalamatyńczyk, ambasadorka hotelu i grupy spacerowej Tuptaj z psem 🙂

To zamiłowanie do kropek lub ciapek mam przez cały czas – sądzę jednak, że geneza tego zjawiska jest nieco inna, niż bajka 101 dalmatyńczyków. Wydaje mi się, że duże znaczenie miał tutaj właśnie Czarek – w końcu to był pierwszy pies, pierwsze zwierzę, z którym miałam do czynienia, a on był właśnie czarno biały, w piękne ciapki 🙂 Przejdźmy jednak do sedna 🙂

Historia Czarliego

Kiedy miałam 10 lat, przyniosłam do domu dwa szczeniaki, którym koleżanka szukała domu. Urodziły się u kogoś na ogródku działkowym. Jeden też był w ciapki, bardzo chciałam go zatrzymać, ale niestety była to suczka. W tamtych czasach, były one widziane często jako „problem”, a sterylizacja nie była taką „normą”, jak teraz. Mama zgodziła się więc na samca – „brzydszą” wersję, rudy, szorstkowłosy (prawdopodobnie miał dużo genów teriera), ale dla mnie nie miało to znaczenia – był dla mnie najpiękniejszy. Dałam mu na imię Czarli – też z bajki, wtedy jednej z moich ulubionych „Wszystkie psy idą do nieba”. Pamiętam, jak na osiedlu (mieszkaliśmy wtedy w bloku na Konstytucji 3 Maja) w ramach dnia dziecka zorganizowane coś w stylu wystawy dla piesków. Wzięliśmy w niej nawet udział, co prawda Czarliemu za bardzo się to nie podobało, bał się – teraz patrze na to inaczej, ale wtedy po prostu był dla mnie najpiękniejszy i chciałam go wszystkim pokazać. Dostaliśmy maskotkę w nagrodę za udział. Było to ciekawe przeżycie. Żyliśmy razem bardzo długo, 16 lat i na szczęście zdążył jeszcze przeprowadzić się ze mną tutaj, do domu, gdzie teraz mieszkam i gdzie będę przyjmować hotelikowych gości.

Psy w moim dorosłym życiu

Po odejściu Czarliego bardzo cierpiałam. Strata ukochanego psa i to pierwszy raz w życiu jest naprawdę trudna. Rozumie to z pewnością każdy, kto to przechodził i dla kogo pies jest „kimś więcej”, nie tylko zwierzęciem. Wiedziałam jednak, że nie wytrzymam długo bez czworonożnego przyjaciela. Nie minęło pół roku, jak w domu zjawił się kolejny psiak – Navid, owczarek staroniemiecki, który jest tutaj „szeryfem” 😀 Wtedy, a konkretnie 12 lat temu znalezienie dalmatyńczyka było bardzo trudne, a nie wpadło mi do głowy, aby szukać za granicą, chociażby w Czechach – u naszych sąsiadów hodowle tej rasy były znacznie bardziej rozpowszechnione, niż w Polsce.

Historia Navida

Navid to owczarek staroniemiecki (wilczasty jasny, nie podpalany, tak, jak mogłoby się wydawać) – jest ze mną od 2013 roku i cieszy się bardzo dobrym zdrowiem. Jego życie ze mną to efekt zauroczenia owczarkami sąsiada. Jednak jako, że nie podobały mi się owczarki niemieckie z tak ściętymi zadami – miałam wrażenie, że naprawdę ciężko im się chodzi, a ryzyko problemów ze stawami było tutaj duże, zaczęłam szukać innych opcji. Można powiedzieć, że trochę inna „wersja” owczarka niemieckiego, ze starej linii DDR. Pochodzą one z terenu byłych Niemiec Wschodnich, niekiedy określane owczarkami alzackimi. Ich najbardziej charakterystyczną cechą jest prosty grzbiet, jak twierdzi wielu, tak właśnie powinien wyglądać owczarek, bo prosty, znaczy zdrowy. Dzięki temu, znacząco zmniejsza się ryzyko problemów ze stawami albo przynajmniej opóźnia się ich pojawienie.

Skąd pomysł na imię? Odpowiedź jest prosta – jak to w większości wypadków, inspiracja przyszła z telewizji, tym razem z serialu.

Jaki jest Navid? Cóż… jak każdy, ma swoje plusy i minusy 🙂 Jest przede wszystkim bardzo dostojnym psem, który bardzo przypomina lwa wylegującego się na sawannie i czuwającego nad stadem. Bardzo lubi przebywać na ogrodzie bądź po prostu, na podwórku, ważne, aby był na posesji, ale nie sam. Uwielbia towarzystwo człowieka, a najlepiej, kiedy oddaj się on jakimś pracom na świeżym powietrzu, a Navidek może po prostu obserwować. Jego ulubioną zabawką jest piłka – najlepiej kilka, które sam sobie „kula”, a gdy bawimy się razem, podaje mi je nawet na komendę. Widać, że ma z tego naprawdę dużo radości.

Jeśli chodzi o inne psy – jest spokojny, akceptuje, ale oczekuje podporządkowania. Jest tutaj po prostu szefem, choć bardziej wydaje mi się, że chodzi o jego „nietykalność”. Drugi pies nie jest mu tak naprawdę do niczego potrzebny, dlatego od razu komunikuje to „kolegom”. Ważne, aby inne psy nie naruszały jego przestrzeni osobistej, wtedy wszystko jest w porządku. W pewnym sensie ma on swój świat, dlatego jeśli chodzi o kontakty z psami w hotelu, sama oceniam, czy może z nimi przebywać, czy też lepiej, aby zostały oddzielone. Tak jak opisywałam na innych podstronach, najważniejszy jest komfort i bezpieczeństwo wszystkich, zarówno moich domowników, jak i gości hotelikowych.

Historia Casey

Casey to kuzynka Navida – czarny owczarek staroniemiecki. Jej pojawienie się w naszych skromnych progach było spowodowane rosnącym zainteresowaniem tą rasą, ale także relacjami pies-pies. Bardzo spodobał mi się owczarek czarny – w tamtych latach była to naprawdę rzadkość, zresztą tak, jak sama „rasa”. Psiaki pochodzą z jednej hodowli – wtedy była to jedna z pierwszych. Często oglądałam zdjęcia, czy filmy spędzających razem czas owczarków i zakochałam się w wizji posiadania własnego stada.

Namawiano mnie nawet na hodowlę, ale wtedy tego po prostu nie czuła. Obserwowanie dwóch lub kilku psów na raz i przebywanie z nimi w zupełności mi wystarczało, było i nadal jest dla mnie po prostu pasjonujące. Mama Casey i Navida były siostrami, ale charaktery psów okazały się całkowicie inne. Casey była bardzo energiczna, wesoła, ale też zwariowana, można powiedzieć, że miała ADHD. Była jednak najgrzeczniejszym psem, jakiego miałam, jeśli chodzi o zachowanie w domu i relacje typu pies-człowiek. Niestety nie ma jej już z nami, odeszła nagle.

Jeśli chodzi o imię, również pomysł wpadł mi oglądając telewizję – tym razem był to jednak film, nie pamiętam niestety jaki, ale wiem, że często nazwa ta występuje zarówno jako imię męskie, jak i nazwisko. Okazało się ono jednak na tyle neutralne, że pasowało mi również do suczki.

Historia Bomby

Radość z posiadania dwóch psów i obserwowanie stada spowodowała, że nie dawało mi spokoju jego powiększenie. Cały czas po głowie „chodził” mi dalmatyńczyk, a okoliczności trochę się zmieniły. Hodowli pojawiało sie coraz więcej, a rozwijające się media społecznościowe poddały mi nowe pomysły. Dodałam się do grup miłośników dalmatyńczyków, a także takich, w których oferowane były szczeniaki hodowców nie tylko z Polski, ale także zza granicy. Na początku nie zauważałam większej różnicy między tymi psiakami, miały kropki i tyle. Jednak kiedy zaczęłam dokładniej interesować się tematem, czytać książki i obserwować zdjęcia właścicieli, czy hodowców, zaczęłam rozpoznawać, które są zgodne z wzorcem i dlaczego warto wybrać naprawdę dobrą hodowlę. W końcu wpadła mi w oko – ONA, Bomba – idealna, przepiękna, może nie do końca zgodna z wzorcem (za dużo zlewających się kropek), ale to była miłość od pierwszego wejrzenia.

Kupowanie psa zza granicy wydawało mi się dobrym pomysłem, ale okazało się, że hodowla Bomby znajduje się w… Rosji. To było trochę za wiele – pomyślałam, że chyba oszalałam, a w domu po prostu mnie „pogonią”, gdy wyjdę z takim pomysłem. Postanowiłam jednak odezwać się do hodowczyni, wyjaśniła mi wszystko i zrozumiałam, że nie muszę nawet osobiście po nią jechać. Biłam się z myślami przez miesiąc, aż w końcu wspólnie w domu zdecydowaliśmy, że dołączy do naszej rodzinki.

Moja radość była przeogromna, choć rzeczywiście jest to dość trudna rasa – wymagająca i uparta, Bomba naprawdę jest spełnieniem moich marzeń. Śmieje się, że jest tak „mimo wszystko”, bo kocha się nie tylko za coś, ale pomimo 😀 Jesteśmy ze sobą bardzo związane i nie możemy bez siebie żyć. Na spacerach pilnuje mnie, nie muszę przejmować się, że ucieknie, bo jestem dla niej najważniejsza. To ciekawe, bo choć ma instynkt i wyczuwa zwierzynę, nigdy za nią nie pobiegnie, ewentualnie podbiegnie. Zawsze wybiera mnie, a gdy spróbuje pobiec za daleko przed siebie, a ja ją do siebie przywołuję, zawraca wręcz w locie. Wielu ludzi mi tego zazdrości – rzeczywiście jest to naprawdę wyjątkowe. Nie musiałam poświęcać na naukę tego wiele czasu, dlatego uważam, że to po prostu taka więź.

Skąd imię? Cóż… jest to pierwszy raz, kiedy zostawiłam imię nadane pieskowi w hodowli. Miałam inny pomysł, ale wszystkim w domu podobała się Bomba i tak też zostało. Moje jedyne obawy dotyczyły tego, co pomyślą ludzie, kiedy nagle zacznę krzyczeć „Bomba” przywołując ją do siebie. Na szczęście nikt nie kojarzy tego w zły sposób. Większość uśmiecha się bądź nie dowierza, zachwycając się nie tylko jej wyglądem, ale i imieniem. Ciekawostka jest fakt, że chciałam nazwać ją właśnie Arizona… Oczywiście pomysł ten wzięłam z serialu, tym razem pamiętam, którego – byli to Chirurdzy.

Dlaczego warto mi zaufać?

Myślę, że najlepszą odpowiedzią nie będzie nie tylko to, co napisałam o sobie bądź wizja mojego hotelu, jaką opisałam na stronie głównej i pozostałych zakładkach. Istotne jest przede wszystkim to, co mówią moi znajomi bądź osoby, które mnie poznały i przekonały się do mnie, a także zachowanie psów, które znajdują się pod moją opieką.

Znajomi bardzo chętnie oddają psiaki pod moją opiekę, twierdząc, że mają ze mną nawet lepiej, niż w domu. Na myśl o tym, że otwieram hotel reagowali bardzo entuzjastycznie. Twierdzą, że zostawiając ukochanego czworonoga pod moją opieką, czują spokój i komfort. Natomiast nowe osoby, które podpytuję o ostateczny powód decyzji bardzo często wskazują na to, że po prostu charakteryzuje mnie odpowiednia aura – ta pasja, spokój… twierdzą, że po postu widac, iż psy rzeczywiście żyją tutaj ze mną tak, jak to pokazuję. Niczego nie ukrywam, zawsze pokazuję cały teren oraz dom, a to wzbudza zaufanie. Nie mam zresztą nic do ukrycia.

Często porównuję psy do ludzi i choć może wydawać się to dziwne bądź wielu osobom przeszkadzać, kiedy zaczęłam to robić, znacznie łatwiej przychodzi mi zrozumienie ich zachowania, a także porozumienie z nimi. Myslę, że z tego powodu, a także dlatego, że są ze mną niemal cały czas, psiaki bardzo szybko przywiązują się do mnie i tworzymy fajną więź.

Skąd pomysł na taką działalność?

Myślę, że wszystkie znaki na niebie wskazywały, że to po prostu musi się tak skończyć 🙂 A tak serio… tak jak pisałam, zawsze marzyłam o tym, by moje życie było związane z psami nie tylko prywatnie, ale też zawodowo. Potoczyło się ono tak, że w końcu mam ku temu możliwość, dlatego postanowiłam spróbować. Sadzę, że po prostu inaczej być nie może i mam nadzieję, że znajdą się osoby, które podzielają moje podejście i docenią sposób, w jaki chcę prowadzić mój hotelik.

Moje plany na przyszłość

W tej chwili skupiam się przede wszystkim na tym, by stworzyć bezpieczne i atrakcyjne warunki dla gości hotelikowych, ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i przede wszystkim pozwoli mi na to czas, mam dość rozbudowaną wizję przyszłości. Moja głowa jest pełna pomysłów – w planach mam między innymi: kurs behawiorysty, być może kurs trenera i groomera, kolejne psiaki będące członkami mojego osobistego stada – na przykład Dog Niemiecki bądź Golden Retriever (to też moje marzenia), być może hodowla lub kurs dogoterapii. Planuję też otwarcie sklepiku, w którym będę oferować… wiadomo, produkty dla psiaków, ale co konkretnie… z tą informacją odczekam, aż przyjdzie odpowiedni moment 🙂

Jeśli przekonałam Cię do siebie lub chociaż trochę wzbudziłam Twoje zainteresowanie, zachęcam do kontaktu z hotelem dla psów Arizona. Możesz zrobić to telefonicznie, poprzez e-mail albo media społecznościowe. Wybierz dogodny dla siebie sposób. Zachęcam też, by sprawdzić cennik domowego hotelu dla psów Arizona, czy przejrzeć regulamin hotelu dla zwierząt Arizona. Jeśli masz wątpliwości, sprawdź najczęściej zadawane pytania i odpowiedzi na nie, albo po prostu skontaktuj się, a chętnie porozmawiam z Tobą i udzielę odpowiednich informacji.

Jeśli psy to Twoja pasja, tak jak moja, sprawdź mój blog o psach – pełne merytorycznych informacji i własnych wniosków na temat ich wychowania, żywienia, czy zdrowia!